niedziela, 11 września 2011

Rosja

Na samym początku chciałbym wszystkich przeprosić za tak bardzo nieregularne zamieszczanie postów. Nie zawsze mam dostęp do Internetu, a nawet gdy mam możliwość skorzystania z niego to nie wystarcza czasu by uzupełnić bloga wszystkimi moimi zapiskami. Wtedy najczęściej czytam przesyłane intencje i staram się odpowiadać na wszystkie maile, które otrzymuję.
Teraz postaram się po krótce opowiedzieć o pielgrzymowaniu w Rosji, Białorusi, Litwie i Polsce. Zapraszam do lektury.

Dopiero po wyjściu z Moskwy zobaczyłem, jak wygląda prawdziwa Rosja. Mijane przeze mnie wioski charakteryzowały się biedą, drewnianymi podupadającymi chatami (nierzadko opuszczonymi), studniami zastępującymi bieżącą wodę, a prawdziwym zaskoczeniem był brak prądu w niektórych domach. Pierwszy tydzień był trudny z kilku powodów. Mimo tego, że wybrałem boczną drogę, była ona ruchliwa. Dodatkowym utrudnieniem był deszcz i początkowo bolące nogi. Na wcześniejszych pielgrzymkach nie doświadczyłem tak uporczywego bólu stóp. Na dodatek wszystkiego nie otrzymywałem również schronienia u osób prywatnych, stąd też nocowałem co rusz w namiocie. Często rozkładałem go w lesie, gdyż właściciele działek nie zgadzali się na użytkowanie ich ziemi. Zadecydowałem, że zmienię trasę i spoglądając na mapę wybierałem jeszcze mniejsze dróżki. Chciałem uniknąć ciągłego harmideru wywoływanego przez samochody. Zdziwiłem się, gdy zakreślona na mapie droga w rzeczywistości nie istniała, często zaś zastąpiona była lasem. Gdy zgubiłem drogę, przedzierając się przez drzewa, uruchomiłem komórkowego GPS, który ustalił, że znajduję się na lotnisku. Z bezsilności przez łzy wróciłem do poprzedniej wioski rozpoczynając poszukiwanie lepszej ścieżki od nowa. Kiedy było mi naprawdę ciężko, modliłem się ofiarując mój ból, zagubienie i bezsilność za wszystkie powierzone mi intencje.
Przełom nastąpił w drugim tygodniu. Będąc w pewnej wiosce zapytałem o sklep. Miła pani oznajmiła mi, że nie ma w pobliżu żadnego "magazinu". Zaprosiła mnie na obiad i pozwoliła rozłożyć namiot w ogrodzie. Kiedy odpoczywałem w namiocie, odwiedzili ją jej siostra i szwagier. Zaprosili mnie na kolacje i poczęstowali mnie rosyjską wódką. Po kolacji wszyscy udaliśmy się do bani, tj. tradycyjnej sauny. Po raz pierwszy od tygodnia umyłem się, zjadłem ciepły posiłek i wyspałem się w prawdziwym łóżku (nakazali złożyć namiot i udać się do wyznaczonej przez nich sypialni). Rano na pożegnanie otrzymałem piwo na drogę i tysiąc rubli (ok. stu złotych).
Innym razem miałem okazje spać przy cerkwi. Mimo, że spałem w namiocie, nie było to już tak bardzo męczące. Rozkładałem go przy domach, ludzie częstowali mnie ciepłymi posiłkami i pozwalali korzystać z łazienki.
Na sto kilometrów przed Smoleńskiem, złapała mnie burza. Powrócił ból nóg, wszystko przemokło i nie było miejsca na rozłożenie namiotu. Nie odnalazłem żadnego kościoła ani cerkwi. Na horyzoncie zobaczyłem motel. W kieszeni miałem tylko tysiąc rubli. Po rozmowie z właścicielem, okazało się, że wynajem pokoju na jedną noc kosztuje tysiąc rubli. Było to wszystko co miałem. Opowiedziałem właścicielowi o mojej sytuacji, a także o całej pielgrzymce. Poprosiłem o to, bym mógł opłacić nocleg za pół ceny. Po chwili namysłu, zgodził się.
W smoleńsku na nocleg przyjął mnie o. Ptolomeusz Kuczmik, franciszkanin. Do późnej nocy rozmawialiśmy o sytuacji kościoła katolickiego w Rosji. Nie ominęliśmy też tematu katastrofy smoleńskiej. Następnego dnia ruszyłem dalej do kolejnego istotnego na trasie mojej pielgrzymki miejsca.
W Katyniu, który wywarł na mnie ogromne wrażenie, modliłem się za tych wszystkich tam poległych. Wychodząc z miasta zatrzymał mnie pijany mężczyzna i prosił o papierosa. Gdy odmówiłem mu, stał się agresywny i zaatakował mnie. Co rusz dochodziło do szarpaniny, a gdy zauważyłem przejeżdżający samochód poprosiłem o pomoc. Kierowca zatrzymał się i przegonił zadurzonego alkoholem człowieka. Po tej akcji, wycieńczony zapytałem się kolejnej miłej pani o możliwość rozłożenia namiotu. Jakże cieszyłem się, gdy zostałem zaproszony do jej domu. Mogłem skorzystać z sauny i przespać się w pokoik z kanapą. Na dobranoc otrzymałem świeże mleko. Do Białorusi pozostało już tylko czterdzieści kilometrów (tj. jeden dzień).

1 komentarz:

  1. Jesteśmy modlitwą codziennie z Waszą trójką. Podziwiamy Wasz trud podjęty za nas wszystkich. Polecamy się Waszej modlitwie.Pamiętamy o Was. Bóg z Wami. Beata z dziećmi

    OdpowiedzUsuń